Kolejna książka Colleen Hoover o młodzieńczej i trudnej miłości. Pierwsze pytanie jakie się nasuwa: jak miłość nastolatków może być trudna? Może. I to nawet bardzo. Szczególnie, gdy przeszłość młodych ludzi skrywa niełatwe historie.
Fallon to córka znanego aktora, która sama bardzo wcześnie została obiecującą gwiazdą. Jej kariera została przerwana pożarem, z którego dziewczyna ledwo uszła z życiem. Straciła nie tylko pewność siebie,
(...)
ale i szansę na powrót na scenę. W końcu kto chciałby oglądać aktorkę, której ciało pokrywają blizny?
Ben to pisarz, dla którego muzą stała się Fallon.
Spotkali się przypadkiem 9 listopada. Jest to data, która dla obojga niosła bolesne wspomnienia, a jednocześnie stała się nadzieją na lepszą przyszłość.
Niesamowita historia, pełna wzruszeń, niedopowiedzeń, łamiących wydarzeń oraz nadziei i marzeń, które pragnie się osiągnąć. Jest to też historia pewnej niewinnej miłości i fascynacji, dla której nie straszne kilometry i uciekający czas.
Nie wiem jak Colleen Hoover to robi, ale jej książki są naprawdę wybitne. Nie jest to zwyczajne, lekkie czytadełko. Jest to literatura na wysokim poziomie.
Recenzja dostępna również na blogu: [link] Niegdyś Fallon O'Neil miała przed sobą wspaniałą przyszłość obiecującej młodej aktorki. Dzięki swojemu rozwijającemu się talentowi mogła liczyć na to, że kiedyś uda jej się stanąć na najwyższym szczeblu kariery. Gdy jednak dwa lata temu stała się ofiarą pożaru domu ojca, wszystkie jej marzenia zostały brutalnie skreślone, a ona sama została oszpecona przez okropne blizny.
(...)
Przez nie musiała odejść z serialu, w którym grała, a wszystkie kontrakty, które miała już podpisane zostały zerwane. Od tego czasu dziewczyna stara się jakoś wrócić do normalności, jednak jak dotąd nie idzie jej to zbyt dobrze. Teraz, gdy ma osiemnaście lat każdego dnia walczy ze sobą, aby ruszyć na przód. Postanawia zostawić za sobą przeszłość i przenieść się ze słonecznego Los Angeles do Nowego Jorku, aby tam spróbować swoich sił na Broadwayu, co jednak spotyka się z silną krytyką ze strony jej ojca również aktora. Pewnego dnia Fallon poznaje podczas śniadania z ojcem chłopaka, który postanawiając ratować dumę dziewczyny udaje przed Donovan'em O'Neil jej chłopaka i namawia ją do ponownego spróbowania swoich sił na scenie. Po spotkaniu para zaprzyjaźnia się i postanawia, że co roku, 9 listopada, przez pięć lat, będą się spotykać i opowiadać o tym, co przez ten czas udało im się osiągnąć, jednocześnie odliczając czas do dwudziestych trzecich urodzin, gdy w końcu będą mogli spróbować swoich sił jako para.
Dawno już nie sięgałam po książki Colleen Hoover, co jest raczej dziwne, bo bardzo lubię jej twórczość. Ostatnią z powieści, jakie przeczytałam było Ugly Love, które choć mi się podobało, nie zachwyciło mnie aż w tak wielkim stopniu, jak innych. Jednak myślę, że z całą pewnością mogę nazwać siebie fanką tejże autorki. Ostatnio natrafiłam na jednym z blogów na recenzję właśnie November 9, co mi przypomniało, że zdecydowanie powinnam powrócić do twórczości pani Hoover. Tak właściwie nie wiedziałam wówczas, o czym jest ta książka (z jej opisem zapoznałam się już dawno temu i zwyczajnie zapomniałam, o czym ona jest), jednakże skoro dotychczasowe powieści autorki mi się spodobały, to czemu nie zaryzykować i nie zapoznać się z książką w ciemno prawda? Czy więc to ryzyko mi się opłacało? Zdecydowanie mogę powiedzieć, że tak!
Chyba we wszystkich książkach autorki, które do tej pory poznałam jest tak, że narrację prowadzi dwójka głównych bohaterów. I tym razem mamy styczność właśnie z takim sposobem przedstawienia historii, co mi jak najbardziej odpowiada. Otóż historię poznajemy właśnie za pośrednictwem Fallon oraz Bena. Cieszę się, że autorka tym razem nie postąpiła inaczej, gdyż bez rozdziałów Bena, czy Fallon książka na prawdę dużo by straciła, a tak możemy się dowiedzieć wystarczająco dużo na temat obydwóch bohaterów. Jeśli już mowa o Fallon i Benie to śmiało mogę powiedzieć, że polubiłam ten duet już od pierwszych stron. Na prawdę świetnie mi się o nich czytało i z coraz to większą niecierpliwością wyczekiwałam momentów, w których ta dwójka miała ponownie się spotkać - było to zdecydowanie najlepsze fragmenty książki. Od samego początku też bardzo im kibicowałam i zastanawiałam się, czy wypełnią do końca swoje postanowienie, czy też w pewnym momencie się złamią i nie będą przestrzegać narzuconych sobie reguł. Bardzo lubię duety bohaterów, gdzie prócz rozwijającej się coraz to bardziej gorącej miłości, między postaciami możemy dostrzec również ten charakterystyczny humor. Tutaj właśnie to ma miejsce, co dodatkowo jest ogromnym plusem dla całej książki.
Sama historia na prawdę mocno mi się spodobała. Autorka miała na prawdę świetny pomysł na to, aby Fallon i Ben spotykali się zaledwie raz w roku, nie mogąc jednocześnie kontaktować się w żaden sposób. Bardzo byłam ciekawa, jak rozwinie się wówczas ich znajomość i czy nie skończy się to tak, jak w Love, Rosie, gdzie bohaterowie zamiast wyznać sobie uczucia, cały czas się mijali, przez co ich miłość cierpiała, a oni sami nigdy nie byli szczęśliwi. Obawiałam się, że właśnie tak zakończy się cała ta historia, czego chyba bym nie zniosła. I choć był taki jeden moment, gdzie myślałam, że to już raczej koniec i sama miałam wielką ochotę rozpaczać razem z Fallon, to bardzo cieszę się, że całość zakończyła się w taki sposób, jak przedstawiła nam to autorka. Sam pomysł uważam za na prawdę bardzo oryginalny.
Podsumowując więc, November 9 to kolejna świetna książka z pod pióra Colleen Hoover. Choć nadal moją ulubioną powieścią od tej autorki jest zdecydowanie Hopeless, to właśnie November 9 zajęło bardzo wysokie miejsce na liście moich ulubionych pozycji pani Hoover. Choć cały czas staram się znaleźć tutaj jakieś wady, w tej chili jest to dla mnie niemożliwe - książce nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Całość czytało mi się po prostu świetnie i choć cały czas chciałam poznać zakończenie tej historii, to gdy już się to stało, poczułam bardzo wielki smutek, że to już koniec. November 9 polecam więc każdemu fanowi autorki (sądzę, że w ogóle się nie zawiedziecie) oraz każdemu, kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z jej twórczością - na sam początek książka ta nada się idealnie!
Ciekawa, wzruszająca, wciągająca, zaskakująca...
Młodzi ludzie, ich uczucie, które z biegiem lat przeradza się w coś bardzo głębokiego. Obydwoje są bardo dotknięci przez los. Ona ma blizny na ciele, które są bardzo widoczne, on natomiast ma blizny, które są głęboko ukryte...
Czytało się bardzo przyjemnie i dużymi emocjami :)
Fallon to córka znanego aktora, która sama bardzo wcześnie została obiecującą gwiazdą. Jej kariera została przerwana pożarem, z którego dziewczyna ledwo uszła z życiem. Straciła nie tylko pewność siebie, (...) ale i szansę na powrót na scenę. W końcu kto chciałby oglądać aktorkę, której ciało pokrywają blizny?
Ben to pisarz, dla którego muzą stała się Fallon.
Spotkali się przypadkiem 9 listopada. Jest to data, która dla obojga niosła bolesne wspomnienia, a jednocześnie stała się nadzieją na lepszą przyszłość.
Niesamowita historia, pełna wzruszeń, niedopowiedzeń, łamiących wydarzeń oraz nadziei i marzeń, które pragnie się osiągnąć. Jest to też historia pewnej niewinnej miłości i fascynacji, dla której nie straszne kilometry i uciekający czas.
Nie wiem jak Colleen Hoover to robi, ale jej książki są naprawdę wybitne. Nie jest to zwyczajne, lekkie czytadełko. Jest to literatura na wysokim poziomie.
Dawno już nie sięgałam po książki Colleen Hoover, co jest raczej dziwne, bo bardzo lubię jej twórczość. Ostatnią z powieści, jakie przeczytałam było Ugly Love, które choć mi się podobało, nie zachwyciło mnie aż w tak wielkim stopniu, jak innych. Jednak myślę, że z całą pewnością mogę nazwać siebie fanką tejże autorki. Ostatnio natrafiłam na jednym z blogów na recenzję właśnie November 9, co mi przypomniało, że zdecydowanie powinnam powrócić do twórczości pani Hoover. Tak właściwie nie wiedziałam wówczas, o czym jest ta książka (z jej opisem zapoznałam się już dawno temu i zwyczajnie zapomniałam, o czym ona jest), jednakże skoro dotychczasowe powieści autorki mi się spodobały, to czemu nie zaryzykować i nie zapoznać się z książką w ciemno prawda? Czy więc to ryzyko mi się opłacało? Zdecydowanie mogę powiedzieć, że tak!
Chyba we wszystkich książkach autorki, które do tej pory poznałam jest tak, że narrację prowadzi dwójka głównych bohaterów. I tym razem mamy styczność właśnie z takim sposobem przedstawienia historii, co mi jak najbardziej odpowiada. Otóż historię poznajemy właśnie za pośrednictwem Fallon oraz Bena. Cieszę się, że autorka tym razem nie postąpiła inaczej, gdyż bez rozdziałów Bena, czy Fallon książka na prawdę dużo by straciła, a tak możemy się dowiedzieć wystarczająco dużo na temat obydwóch bohaterów. Jeśli już mowa o Fallon i Benie to śmiało mogę powiedzieć, że polubiłam ten duet już od pierwszych stron. Na prawdę świetnie mi się o nich czytało i z coraz to większą niecierpliwością wyczekiwałam momentów, w których ta dwójka miała ponownie się spotkać - było to zdecydowanie najlepsze fragmenty książki. Od samego początku też bardzo im kibicowałam i zastanawiałam się, czy wypełnią do końca swoje postanowienie, czy też w pewnym momencie się złamią i nie będą przestrzegać narzuconych sobie reguł. Bardzo lubię duety bohaterów, gdzie prócz rozwijającej się coraz to bardziej gorącej miłości, między postaciami możemy dostrzec również ten charakterystyczny humor. Tutaj właśnie to ma miejsce, co dodatkowo jest ogromnym plusem dla całej książki.
Sama historia na prawdę mocno mi się spodobała. Autorka miała na prawdę świetny pomysł na to, aby Fallon i Ben spotykali się zaledwie raz w roku, nie mogąc jednocześnie kontaktować się w żaden sposób. Bardzo byłam ciekawa, jak rozwinie się wówczas ich znajomość i czy nie skończy się to tak, jak w Love, Rosie, gdzie bohaterowie zamiast wyznać sobie uczucia, cały czas się mijali, przez co ich miłość cierpiała, a oni sami nigdy nie byli szczęśliwi. Obawiałam się, że właśnie tak zakończy się cała ta historia, czego chyba bym nie zniosła. I choć był taki jeden moment, gdzie myślałam, że to już raczej koniec i sama miałam wielką ochotę rozpaczać razem z Fallon, to bardzo cieszę się, że całość zakończyła się w taki sposób, jak przedstawiła nam to autorka. Sam pomysł uważam za na prawdę bardzo oryginalny.
Podsumowując więc, November 9 to kolejna świetna książka z pod pióra Colleen Hoover. Choć nadal moją ulubioną powieścią od tej autorki jest zdecydowanie Hopeless, to właśnie November 9 zajęło bardzo wysokie miejsce na liście moich ulubionych pozycji pani Hoover. Choć cały czas staram się znaleźć tutaj jakieś wady, w tej chili jest to dla mnie niemożliwe - książce nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Całość czytało mi się po prostu świetnie i choć cały czas chciałam poznać zakończenie tej historii, to gdy już się to stało, poczułam bardzo wielki smutek, że to już koniec. November 9 polecam więc każdemu fanowi autorki (sądzę, że w ogóle się nie zawiedziecie) oraz każdemu, kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z jej twórczością - na sam początek książka ta nada się idealnie!
Książka pełna niespodziewanych zwrotów akcji. Zaskakująca tak jak pozostałe książki Collen Hoover.
9 LISTOPAD - dla pary bohaterów jest bardzo ważny - " dla obu jest to dzień tragedii, (...) dzień przykrych zdarzeń, (...) dzień nowego życia i dla obu jest to dzień ich miłości". Polecam tę książkę i na pewno sięgnę po inne tej autorki.
Młodzi ludzie, ich uczucie, które z biegiem lat przeradza się w coś bardzo głębokiego. Obydwoje są bardo dotknięci przez los. Ona ma blizny na ciele, które są bardzo widoczne, on natomiast ma blizny, które są głęboko ukryte...
Czytało się bardzo przyjemnie i dużymi emocjami :)
Polecam!
I tym razem sprostała moim oczekiwaniom