á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Życie Chrisa Hayesa wydaje się być zupełnie bezsensowne. Jego żona, Julia, umarła. A co gorsza, nikt z ich bliskich nie zna całej prawdy. Myślą, że wyjechała do Australii, (...) aby odwiedzić ojca. Chris idealnie zaplanował swoje samobójstwo: peron, środek nocy, nadciągający pociąg. Żadnych świadków. Jednak tuż przed ostatecznym krokiem pojawia się nieznajoma kobieta, która przypadkowo ratuje mu życie. Sarah właśnie rozstała się z partnerem, nie ma pieniędzy nawet na bilet i czuje, iż wszystko się wali. W chwiejącym się Chrisie dostrzega własny ból, dziwny magnetyzm. Wściekły Hayes proponuje Sarze małą pożyczkę na kawę, by mogła się ogrzać. Chce po prostu pozostać bez obserwatorów jego smutnego końca. Niestety, kobieta odbiera to jako akt przyjaźni — widzi w nim bratnią duszę. Do samobójstwa nie dochodzi, a Sarah wpada w obsesję na punkcie nowo poznanego mężczyzny. Koniecznie musi odkryć jego pobudki. A egzystencja Chrisa nie jest łatwa — okazuje się, że Julia została brutalnie zamordowana, a świadkiem był jej mąż. Sprawca zagroził mu poważnymi konsekwencjami, jeśli zdradzi prawdę. Na domiar złego, przyjaciele Hayesa zaczynają podejrzewać, iż Julia wcale nie wyjechała, a jej zniknięcie jest co najmniej dziwne. Nadchodzą monstrualne kłopoty — czy uda się złapać mordercę zanim ponownie zaatakuje?
Ostatnio zdecydowanie często trafiam na kryminały, thrillery i wszystko inne, co powinno wzbudzać lekki dreszczyk niepokoju. Tak upłynął mi lipiec, zaczyna upływać sierpień. Z tego względu mogę pokusić się na różne porównania, jeżeli chodzi o aktualne premiery. Postanowiłam przeczytać debiutancką powieść autorstwa Darrena O’Sullivana. Anglik swoją zawodową ścieżkę rozpoczął w, nomen omen, roli aktora teatralnego, następnie reżysera, a kolejno zajął się pisaniem scenariuszy. Finalnie, zainteresował się prozą. Z jakim skutkiem? Tego dowiecie się za moment. Odkryłam, że O'Sullivan zdążył już stworzyć nową książkę, więc sądzę, iż niedługo ukaże się w Polsce. Wspominam o tym fakcie, bo domyślam się, że autor może zebrać w naszym kraju grono fanów. Na razie skupmy się na jego literackim debiucie, który przeczytałam naprawdę szybko, co jest niezłym wyczynem spoglądając na tę rozleniwiającą pogodę. Dwie parne noce — i koniec.
Sama idea na fabułę nie należy do tych najoryginalniejszych. Wydaje mi się, że czytelnicy uwielbiający od lat thrillery mogą poczuć się nieco rozczarowani, właśnie ze względu na jakąś przewidywalność. Co innego, jeśli mają ochotę na książkę dość lekką, zwłaszcza teraz, kiedy aura nie pozwala na głębsze rozmyślania nad rozwojem akcji i filozoficzne dumania. W tym przypadku, większość osób może być zadowolona. Powieść niewątpliwie byłaby cieńsza, gdyby ominięto rozterki bohaterów. Często analizują swoją przeszłość. Ten zabieg pozornie sprawia wrażenie zbędnego, ale myślę, że bez niego pojawiłyby się problemy ze zrozumieniem poszczególnych pobudek kierujących postaciami, ich zachowaniami.
Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Chrisa i Sary. Dzięki temu zgrabnie przechodzimy między dwoma różnymi spojrzeniami, obserwując fabułę z osobnych perspektyw. Dodatkowo, wpleciono urywki z dziennika Julii. Kłopot pojawia się w kwestii samej zagadki, będącej osią powieści. Bardzo szybko poznałam rozwiązanie, już gdzieś w połowie. Jednak nie odebrało mi to przyjemności z czytania, czas mi się nie dłużył, nie odłożyłam egzemplarza. Lecz doskonale rozumiem, że wielu ludzi poczuje zrezygnowanie, zwłaszcza wspomnieni wcześniej fani thrillerów, przede wszystkim tych psychologicznych, mających trzymać w napięciu do końca.
Dwójkę głównych bohaterów ciężko polubić. Są zdruzgotani, specyficzni w myśleniu. To dość normalne, że zapałanie do nich sympatią należy do całkiem trudnych opcji. Ta sprawa dotyczy szczególnie Sary, chwilami przerażającej w swojej manii na punkcie Chrisa. Przyznam, momentami miałam chęć nią potrząsnąć, pokazać jej, iż nie tędy prowadzi droga do poradzenia sobie z traumą po rozstaniu. Paradoksalnie, zachowanie Sary jest dla mnie plusem. Nie zalicza się do miałkich postaci, tworzy pewne emocje, w jakimś stopniu angażuje czytelnika w historię. Natomiast Chris budzi mocno mieszane uczucia. Niby łatwo mu współczuć, ale z drugiej strony, brak mu wyrazistości, konkretniejszego rysu. Już zdecydowanie bardziej interesująco jawi się Steve.
Debiutancka powieść Darrena O'Sullivana mogłaby spodobać się głównie tym osobom, które nie są wielkimi miłośnikami thrillerów psychologicznych, a chciałyby wyjątkowo coś takiego poczytać. To niezobowiązująca książka, spędza się przy niej sympatyczny czas, choć nie zostaje w głowie na długo. Dam szansę kolejnej publikacji autora, gdy tylko ukaże się w Polsce. Może udało mu się naprawić wcześniejsze potknięcia, na co bardzo liczę!